Komentarze (0)
Ledwo co przytomna otworzyła oczy, gdy tylko usłyszała bijący nieopodal stukot stóp. Spojrzała na zegarek... dokładnie przeliczyła. Najpierw raz, potem drugi. ,,Tak, spałam pięć godzin" - pomyślała.
Na stole w kuchni czekała gorąca herbata i bułka. Złapała za równie ciepłe ucho od kubka, a w drugą rękę chwyciła talerz z owym śniadaniem i poszła do pokoju, w końcu tradycyjnie rano musiała wiedzieć co dzieje się na świecie. Obejrzała wiadomości, ledwie ruszając śniadanie. Od dwóch tygodni nie miała ochoty na nic konkretnego. Jadła to co zwykle, ciemną bułkę z twarogiem. To chyba nigdy się jej nie znudzi. Najprawdopodobniej brak apetytu wziął się od zmęczenia. Przeszył ją zimny dreszcz. Spojrzała za okno, a widok ten nie wywołał uśmiechu na jej twarzy. Słyszała świst wiatru, a widać było jedynie bijącą ciepłym światłem lampę. Nie ma śniegu, ale w końcu jest zima,w domu nie było zbyt ciepło. Założyła na siebie długi, beżowy polar. Był już trochę sprany i może nie tak ciepły jak parę lat temu. Stać ją było na zakup podobnego, ale ten był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Nikt takiego nie miał, tylko ona - w końcu uszyła go dla niej mama. Wyglądała w nim jak w piżamie. Dosięgał prawie do kolan i był dość obszerny, ale czuła się w nim wyjątkowo dobrze, choć sama nie wiedziała dla czego.
Założyła blachę, umyła, umalowała się i spakowała. Ruszyła na przystanek, by za chwilę udać się do szkoły. Tam czas mijał szybciej. Podzielona między siebie ukrywała się tam z przyjaciółmi i wrogami. Po raz kolejny musiała pomóc dyrektorowi i nie przyszła na żadną z lekcji. Przez ponad cztery godziny wklepywała (rzekomo potrzebne) dane do komputera. Nigdy nie myślała, że praca przed ekranem może być nieprzyjemna. Kolejny raz zaskoczyła samą siebie. Wcale nie miała sobie tego za złe. Okazało się więc, że udało się jej zrealizować jakąś część wczorajszego założenia - poznała jakiś element swojego prawdziwego Ja. Wcześniej chyba by się do tego nie przyznała, ale tutaj czuje się nieograniczona, wolna. Wszystkie słowa które tu pisała są zupełnie prawdziwe (nie zawsze przemyślane),ale nie bała się o odbiór, nie obchodziła jej niczyja reakcja... Czuła, że może wszystko. Nawet gdyby cały ten dzień był jednym wielkim przypadkiem to nie miała sobie nic do zarzucenia, wolała wierzyć, że tak miało być i jest to jej zasługą. W końcu doszła do wniosku, że dzień się jeszcze nie skończył, a mimo to dokonała wiele jak na siebie. Zrobiła rzecz niewątpliwe przełomową, jedną z ważniejszych w jej krótkim życiu. Zrobiła to, czego przez całą swoją dotychczasową drogę zrobić nie potrafiła. Wreszcie spróbowała otworzyć się na siebie. Skupić Morissianę w jedną, spójną całość. Pozwolić jej być sobą, bez względu na to jaka jest. Najpiękniejsze było to, że po raz pierwszy nie miała do siebie żalu, wręcz odwrotnie. Ta druga część była całkiem szczera, a to w ludziach ceniła najbardziej.
Postanowiła dać sobie kolejną - ostatnią szansę.
,,Dzień jak co dzień..."
A więc dzisiaj Morrisiana zaliczyła skuteczność zagrywki na 5 (nie jest źle, ale trener dumą tryskać nie będzie) i dlatego pójdzie to poprawić w przyszłą środę na 6 :D... Tak poza tym to miała cały dzień zlecenia na rysunki (ślimaczki, serduszka, nutki, kwiatki i jeża z mosiądzem^^). To chyba dobrze, przynajmniej nie wyglądała na znudzoną. A oprócz tego? To tak... napisała Adze wspaniałą dedykację pod równie wspaniałym dziełem : ,, [,,Mały, ale wariat" Dla Agnieszki od M. (Picasso)]". Dowiedziała się, że ma talent plastyczny, mimo że tego nie czuję. Na kulturalnie zadane stwierdzenie odpowiedziała niemniej dystyngowanym ,,Sama się zamknij". I wcale nie miała sobie tego za złe. Przecież ktoś musiał powiedzieć tej drugiej,że nie wszystko musi być podporządkowane jedynie jej! Napisała genialny początek do niezwykle nudnej pracy o tym, że człowieka zniszczyć nie można. Na warsztatach udawała, że coś robi i naśmiewała się ze swoich zdjęć. Nie poszła na trening, bo ma do zrobienia prezentację na muzykę i w piątek olimpiadę z biologii, ach... no i jutrzejsze przesłuchanie. Szczerze mówiąc, wcale nie uśmiechało jej się iść na owe przesłuchanie. Muzyka towarzyszyła i towarzyszy przez całe życie. Kocha zasypiać otulona w dźwięk elektrycznych gitar. Ale śpiewanie! Nie! Śpiewanie nigdy nie było jej pasją! Tańczyła odkąd tylko postawiła pierwsze kroki. Raz bywało lepiej, a raz gorzej. Jednak zawsze pasja i chęć poznania w tym samej siebie, nie pozwalały jej zrezygnować. Kocha też rysować. Szczególnie oczy. Oczy od zawsze były dla niej najbardziej intymnym i interesującym elementem duszy człowieka. Pisze. Nałogowo. Liryka - słowo to nie jest jej obce. Mickiewicz od zawsze pomagał jej się wykształcić. Nabrać wrażliwości. Pokochać literaturę. Lubi prawie wszystko, co związane ze sztuką. Jednak jej głos raz zasłyszany mógłby wielokrotnie pojawiać się w koszmarach. Nie przeczy, że podśpiewywać sobie lubi, bo lubi [tylko jak sama podkreśla nie przy wszystkich]. Uwielbia spędzać czas ze sobą - samą, choć kocha towarzystwo. Nie, nie jest narcyzem! Nie przepada za sobą, jednak to, że mogą ze sobą czas, ma im pomóc jakoś się pogodzić. Spróbować zrozumieć. Nie, nie ma rozdwojenia jaźni! Ona po prostu ma dwie osobowości i nikt ich nie zna. Jedną jest tam - w szkole, w domu, wśród przyjaciół. Drugą zaś tu - w pewnym sensie anonimowa. Po prostu Morrisiana. Po prawie godzinie... kiedy miała już dopisać ostatnie zdania, stwierdziła, że zmieni tematy na blogu. Będzie to miejsce, w którym będzie mogła odetchnąć, odpocząć od rzeczywistości, która ostatnimi czasy za często ją rozczarowywała. I niby zdążyła się już przyzwyczaić, ale za każdym kolejnym razem ból zostawiał większą bliznę. Od tej pory będzie tu próbowała poznać samą siebie.